REKLAMA
Data dodania: 24.12.2011  |  autor: Katarzyna Dudka
Rockoteka, czyli historyczny przegląd muzyczny
Udostępnij artykuł na Facebooku
Każde miasto ma swoją muzyczną duszę. I ma ją od zawsze, od kiedy tylko powstało. Pisz nie odstaje od innych miejscowości i także żyje w nim mnóstwo dźwięków.

Jak wyglądała kiedyś, a jak teraz prezentuje się muzyczna scena Pisza? Czy muzyka się zmieniła? A może zmienili się słuchacze? Warto opowiedzieć młodszym jak dawniej wyglądało muzyczne życia miasta, warto poruszyć wspomnienia tych, którzy jeszcze coś pamiętają i uświadomić takich, co nie znali jej zupełnie. A trzeba przyznać, że ta muzyczna historia może być naprawdę fascynująca. W klimat danego okresu niech wprowadzi Państwa wykreowany bohater tamtych czasów, którego monolog został zaznaczony niebieskim kolorem, a historię niech oddadzą wypowiedzi osób, które same tworzyły i tworzą muzykę w Piszu.

Część I.
„DDT w lesie i Wolność zamknięta w puszce

Las. Kojarzony zawsze ze śpiewem ptaków i szumem drzew. Dzisiaj szumi ciężkim brzmieniem gitar i mocnym wokalem. Siedzę na ławce, palę papierosa i obserwuję spacerowiczów przy ścieżce zdrowia. Wydają się być lekko oburzeni. Śmieję się pod nosem, bo może faktycznie dźwięki strojącego się na Leśnej DDT mogą kojarzyć się z piekielnym brzmieniem, a skoro wydobywają się z lasu, to może tych staruszków przyprawiać o dreszcze.

Na początek krótka informacja, skąd wzięła się nazwa zespołu. Wyjaśnia Jacek (gitarzysta):
DDT to skrót substancji chemicznej (dichlorodifenylotrójchloroetan). Nazwa niestety ma spore powodzenie w branży muzycznej i do dziś istnieje kilka innych grup posługujących się tym skrótem.

 

- Hej ! – słyszę znajome wołanie swojej zgranej paczki. Wszyscy wybieramy się na koncert DDT. Świetnie, że takie wydarzenia dzieją się w moim mieście. Po oszczędnym spaleniu kilku papierosów kupionych od szewca, idziemy naszą grupką do miejsca koncertów. Zabawne, że mimo wszystko częściej odbywają się tu wesela.

Odnośnie działalności i historii DDT Jacek (gitarzysta) mówi:
Działalność zespołu DDT to odległa historia sprzed 20 lat. Jako człowiek trapiony poważną amnezją niestety niewiele dziś mogę dodać. Pocieszającym faktem jest wznowienie naszych starych nagrań przez firmę Redrum666. Dzięki tej reedycji pojawiło się sporo artykułów i recenzji i to one właśnie pozwalają odświeżyć ten zamierzchły temat nie tylko słuchaczom i sympatykom tego nurtu ale nawet i mi. Dla mnie z perspektywy dwóch dziesięcioleci DDT to połączenie pasji do muzyki z nieokiełznaną młodzieńczą chęcią tworzenia czegoś nowatorskiego. Plany zespołu zakładały kontrakt z wytwórnią płytową na nagrany materiał „Dying Gods” w Polskim Radio Olsztyn w 1994r. i dołączenie do grona najlepszych zespołów tego gatunku w tym okresie w kraju. Niestety plany nie powiodły się. Czas przyniósł zupełnie nieoczekiwane decyzje i rozwiązania. Myślę tu o szeroko rozumianej ewolucji życiowej, która targa nami ludźmi jak chce.

Przed wejściem oczywiście kolejka. Z czasem człowiek może się do tego przyzwyczaić. Po papier- kolejka, po mięso – kolejka to i przed koncertem z samego przyzwyczajenia ludzie ustawiają się w kolejkę. Słychać już pierwsze dźwięki „Epitaph for eternal law”. To dla nas zawsze jest jak narkotyk… Po wejściu rzuca się w oczy rumor pod sceną. Stworzył się tam wielki wir, który jak tornado wciągał po kolei następne osoby.

Koncert na Leśnej Jacek także doskonale pamięta:
Zagraliśmy niezapomniany koncert na Leśnej w Piszu i była to bardzo udana impreza z uwagi na jej rozmiar i entuzjazm słuchaczy. Dorównywała ona nawet koncertom w dużych miastach naszego kraju. Obraz jaki utkwił mi w pamięci to olbrzymi wir ludzi kręcący się po sceną i wciągający wszystko dookoła. Publiczność przyjmowała nas z rezerwą z uwagi na kontrowersyjny i dezorientujący image, ale muzyka przełamywała każde lody. Lata 90. to dominacja tego gatunku wśród młodzieży. Dziś muzyka metalowa wpisuje się raczej w rejony niszowe, okres mainstreamu na rynku ma już dawno za sobą, co wcale nie umniejsza jej wartości. Najlepsze koncerty oprócz wspomnianego w Piszu to: Toruń, Gdańsk, Białystok, Warszawa, Węgorzewo i inne.


Później chodziliśmy też na GURU. Wszyscy znają już ich teksty na pamięć. Szczególnie „Wędrowca”. Jestem przekonany, że ten utwór przetrwa pokolenia. GURU zawsze miało swój specyficzny klimat. To dobry hard rock. Czasem warto oderwać się od Budgie, albo od Black Sabbath i posłuchać w MGOK muzyki z własnego miasta. Kiedyś przypadkiem trafiłem na koncert Pandorry. Byłem zauroczony, że wszyscy, niezależnie od ulubionego gatunku muzycznego, zbierali się pod sceną i bawili się razem: punkowcy, metalowcy, hipisi. Jak grała Pandorra to subkultura stawała się nieważna. Koncerty odbywały się czasem na zewnątrz. To też ma swój klimat. Można po wszystkim iść do parku, posiedzieć ze znajomymi. Ostatnio pogoniło nas MO, ale udało się zwiać. Pamiętam szczególnie jeden koncert: zebraliśmy się bliżej sceny, by mieć kontakt z muzykami, no i jest tam lepsze nagłośnienie. Było absolutne szaleństwo, a później wymienianie wrażeń przy przezroczystej butelce wina.

Odnośnie koncertów Bogusław Świerczewski mówi:
Najchętniej graliśmy na dużej Sali w PDK-u (wtedy MGOK), raz czy dwa koncertowaliśmy na zewnątrz, ale scena w amfiteatrze była wtedy zupełnie inna, powiedziałbym wręcz, że koszmarna - niska i oddalona znacznie od widowni: mieściła się na niej tylko perkusja i wzmacniacze; gitarzyści, wokaliści łazili po gołym betonie, a nagłośnienie wysyłało dźwięk ledwie do połowy rzędów ławek, bo były to same piece (zero tzw. „przodów”). Właśnie dlatego woleliśmy grać w „studni” (sala widowiskowa), bo choć miała beznadziejną akustykę, to przynajmniej było coś słychać nawet w ostatnich rzędach.(…)

Na koncerty przychodzi sporo ludzi w różnym wieku. Może nie wszyscy fascynują się akurat taką muzyką, ale to zawsze wydarzenie. Kultura jest dla nas jak powietrze, także zarówno dzieci jak i starsi chętnie słuchają wytworów piskich muzyków. Nawet moja mama czasem chętnie przyjdzie coś posłuchać. Jeżeli jest lato – otwierają się okna na rynku, ludzie oparci o parapety patrzą kto idzie pod miejsko-gminny ośrodek kultury. Kiedy słońce rozgrzewa piskie ulice, szare twarze jeszcze chętniej garną się na koncerty.

O publiczności z dawnych czasów, raz jeszcze Bogusław Świerczewski:
(...) Publiczność to rzecz jasna młodzież w wieku od jakichś 10 do 30 lat. Dziewczęta i chłopcy, panie i panowie. Z jej reakcji wynikało, że spragnieni są nie tylko metalu, ale koncertów rockowych w ogóle. Jako, że Kolins był lepszym szołmenem ode mnie (jakiś, taki nieśmiały wtedy byłem ;)), to często prowokował publiczność do wspólnej zabawy, a ta nigdy nie odmawiała. I u nas, i poza Piszem. Było ok.

Bogusław Świerczewski zapytany o działalności piskiej sceny muzycznej w okresie działalności Pandorry, odpowiada: 
Według mnie, żadnego muzycznego życia wówczas nie było: sporo (jak zawsze zresztą) było chałturników grających po zabawach i weselach, ale zespoły z repertuarem autorskim były wówczas tylko dwa - Stan Krytyczny i Pandorra. Dopiero później zaczęły pojawiać się inne: AreYouExperienced, Trep (zabójca Pandorry), i coraz więcej następnych. Ale nie wspominam już tego jako czasy działalności zespołu. Stan Krytyczny też przeniósł się w końcu do rodzinnego Orzysza i w pewnym momencie honoru rocka/metalu w Piszu broniliśmy sami - może dlatego były tłumy na koncertach?

W tamtym okresie w życiu piskiej sceny muzycznej zaznaczyło się także wiele innych, równie interesujących zespołów, których historii nie sposób (niestety) tutaj pomieścić.


Część II.
„Chodź na spacer dzisiaj do parku… i Carramba!”


Z przyjemnością patrzyłem jak buduje się nowy amfiteatr PDK. Odbieraliśmy to ze znajomymi jako nową erę w piskiej muzyce, która da nam nową jakość koncertów, a przede wszystkim pomnoży ich ilość. Słyszałem ostatnio płytę Fiu! Fruwającej Kurtki. Byłem trochę zszokowany utworem „Park”, ale co prawda, to prawda. Kiedy idzie się wieczorem alejkami nad rzeką, słowa piosenki same cisną się na usta. Trampki całe w błocie, a i na ciemne zaułki trzeba uważać. Wydaje mi się, że mimo tego, że Fiu gra od dawna, to teraz ma apogeum twórczości. Szkoda tylko, że tak rzadko koncertują.

O dołączeniu do zespołu i koncertach Fiu! Fruwającej Kurtki opowiada Krystian Bodus:
Do zespołu dołączyłem w 2000 r. i wtedy było to dla mnie wyróżnieniem, Fiu było dla mnie i moich znajomych legendą piskiego świata muzycznego, pamiętałem ich koncerty z czasów kiedy byłem małym chłopcem. 15 czerwca 1991 roku Fiu! zajęło drugie miejsce w wojewódzkim Przeglądzie Amatorskich Zespołów Muzycznych MUSICORAMA za Rock Operą z Pisza i przed Agrestem, który był trzeci. To był chyba największy sukces zespołu od czasu ich działalności, od roku 1988. Za moich czasów w Fiu! koncertowaliśmy tam gdzie się dało. Nie był to popularny okres dla rocka ( hip-hop się rodził w Polsce i na ulicach , ale udało nam się zagrać parę fajnych koncertów: w domach kultury, na zlotach motocyklowych, dniach miast.

Ostatnio siedzieliśmy ze znajomymi we Fregacie i zastanawialiśmy się nad nazwami piskich zespołów. Dlaczego Morning Rise, Kryzys Wartości, Ameryka..? Podobnie jest z Fiu! Podejrzewaliśmy, że musi się z każdą nazwą wiązać jakaś ciekawa historia. Czasem fajnie siedzieć sobie pod PDK-iem, słuchać prób i wymyślać dla zabawy nazwy utworów, które jeszcze nie były nam znane, a dopiero tworzyły się i sklejały piętro wyżej.

Zagadkę dotyczącą nazwy zespołu Fiu! Fruwająca kurtka również rozwiązał dla nas Krystian Bodus:
Do nazwy zespołu przyczynił się nieżyjący już Krzysztof ŻARAK Żarski. Kiedy cała banda piskich rockersów popijała sobie w parku, a Kolins zastanawiał się jak nazwać swoją grupę, wspomniany Żarak podrzucał swoją kurtkę do góry krzycząc FIUUUUU...! I stało się.
- Niech będzie. Pomyślał Kolins.

W tamtym czasie fascynowała nas działalność zespołu Ameryka. Co jakiś czas widzieliśmy w gazecie dotyczące ich wiadomości. Jakaś nieopanowana duma wstąpiła w fanów piskiej muzyki, kiedy pojawiło się zdjęcie Ameryki z Muńkiem Staszczykiem. To fantastyczne, że piskie zespoły coraz bardziej wybijają się na powierzchnię polskiej muzyki. Trzeba przyznać, że głos wokalisty był jednym z lepszych wokali w historii muzyki z Pisza. To jest nasza wielka Ameryka małego miasteczka. Podobne uczucie dumy i radości wstąpiło w nas, gdy śledziliśmy ze znajomymi notowania na stronie mp3.wp.pl, a młody i tak prawdziwy, niedoskonały Kryzys Wartości wciąż piął się w górę na notowaniach listy. Było punkowo, reggaeowo, po prostu muzycznie. Cieszyli się poloniści, że ich licealni podopieczni znają tekst Szymborskiej („Nic dwa razy się nie zdarza”), cieszyły się sklepy obuwnicze („Trampki za kostki, trampki za kostki, gdy je zakładasz mijają wszystkie troski”) i cieszyła się publiczność, która zawsze chętnie skakała pod sceną na ich koncertach. Jednak podstawą wówczas, zespołami z szacunkiem ze względu na jakość i na lata działalności w muzyce, była Fiu! Fruwająca kurtka i P.I.S.Z. 

Będąc w temacie zespołu Fiu! Fruwająca Kurtka warto zaprosić internautów na koncert, który odbędzie się 26. grudnia w Tawernie pod Wierzbami.

Nie należy jednak zapominać o niezwykle cenionym w kręgach bluesowych zespole P.I.S.Z.

Na P.I.S.Z. przychodziło wiele osób. Grali dobre numery, a gdy ukazała się ich płyta „Carramba” to zespół stał się wówczas podstawą piskiej sceny. Trochę słyszeliśmy o tym, kim był Karramba, ale najlepiej znali go członkowie zespołu. Musiał być dla nich naprawdę ważny… Chodziły wówczas słuchy, że zginął nie poznawszy utworu, który był mu poświęcony.

Kim był Karramba, w kilku słowach – Piotr Augustynowicz:
Karramba to pseudonim naszego nieżyjącego już przyjaciela, był bliskim kolegą mojego ojca. Jarek Sulewski był człowiekiem, który towarzyszył nam w wielu rozmowach o muzyce. Był wielkim fanem bluesa i jazzu. Nazywaliśmy go też „ostatnim hipisem na Mazurach”.

Motywował nas do tego by stworzyć zespół i grać. Bywał często na naszych próbach, słuchał, oceniał. Jemu stworzyliśmy za jego życia utwór pt. „Carramba Blues”, który wykonujemy na koncertach do dnia dzisiejszego. Jest to hołd w jego kierunku, bo gdy zawsze się pojawiał u nas w domu, był tylko jeden temat – muzyka. Jego podobizna została ukazana na naszej okładce płyty P.I.S.Z. z 2004 roku.


Część III.
"Czy dzisiaj jest inaczej..?"

Do ostatniej części nie potrzebujemy już kreowanego bohatera, który opisywał nam klimat danego czasu przemawiając niebieskimi literkami. Aktualnie piską scenę muzyczną tworzy kilka zespołów. Często zmieniają się nazwy i utwory, a muzycy wymieniają się rolami. Jak potoczą się losy młodych muzyków, czas pokaże.

Jednym z czołowych zespołów działających czynnie na piskiej scenie jest Graf Hotel, który utworzył się z dawnego P.I.S.Z.-a. Zdobyli nasze serca coverami Hendrixa czy Led Zeppelin, a następnie zawładnęli duszą, kiedy wydali Epkę.

Jak wygląda działalność zespołu ponownie opowie Piotr Augustynowicz - jeden z najlepszych gitarzystów Pisza i okolic:

Myślę, że działalność zespołu w którym teraz gram, czyli Graf Hotel, to kontynuacja tego, co robiliśmy wcześniej z zespołem P.I.S.Z.. Energetyczne rockowe granie. Jest to projekt, który bardzo prężnie się nam rozwija. Większą wagę przywiązujemy teraz do własnych kompozycji. W ciągu trzech lat działalności zespołu wydaliśmy własnym sumptem cztery płyty (dwie studyjne i dwie koncertowe), ukazaliśmy się też na składance „Muzyczna Scena Warmii i Mazur”, zagraliśmy bardzo dużo koncertów klubowych i plenerowych w wielu dużych miastach Polski m.in. w Warszawie, Olsztynie, Gdańsku, Sopocie, Białymstoku, Toruniu…

Po prostu ten projekt to bardziej przemyślane działania. Zebraliśmy doświadczenia z wcześniejszych lat i teraz jest po prostu łatwiej dokonywać pewnych wyborów. Jesteśmy też bardziej dojrzali muzycznie, mamy większy warsztat na instrumentach. Czujemy, że mamy coś do przekazania w polskiej muzyce.

 

Graf Hotel zagra już 25. Grudnia w Tawernie pod Wierzbami. Zapraszamy! 
Zespół Graf Hotel

 

Wyróżniający się kobiecym wokalem Black Side, również aktualnie robi pozytywne zamieszanie w muzyce.

Założyciel i gitarzysta Krystian Bodus wypowiada się na temat zespołu następująco:
W najbliższym czasie chcemy nagrać płytę z zespołem Black Side; na dzień dzisiejszy mamy już cały materiał, który tylko musimy doszlifować na próbach. Cały czas bierzemy i będziemy brać udział na każdym przeglądzie rockowym, (na które to szczęśliwie dostajemy się dzięki nagraniu demo pt.„Otwórz Oczy”), festiwalu, koncercie. Akurat w tym miesiącu (grudzień) mija rok wspólnego grania pod szyldem Black Side.

Należy pamiętać, że ważnym zespołem w historii piskiej sceny muzycznej był i jest także Z.P.P., czyli Zielone Płuca Polski, który łączy hip-hop z cięższym brzmieniem gitar. Ta nowatorska mieszanka dała wspaniałe efekty i uznanie piskiej publiczności lubującej się w takich dźwiękach.

Szczyptę historii Z.P.P. opowiedział dla portalu piszanin.pl perkusista zespołu – Igor Augustynowicz:

Zespół powstał już w 1998 roku z inicjatywy Łukasza Kozła (Kolarza). Na początku Kolarz sam tworzył zespół klejąc własne bity i sample w domu. Mój brat Piotrek wpadł na pomysł założenia zespołu o charakterze hip-hopowo - rockowym w brzmieniu i wokalu. Wziął więc Kolarza na wokal, mnie na perkę i Pawła Mroza (Mrozika) na bas.

W takim składzie zagraliśmy parę koncertów w Piszu i okolicach. Potem jednak Piotrek musiał wyjechać i zastąpił go Igor Karwowski. Mrozik z powodów rodzinnych też musiał opuścić zespół i zastąpił go Rem. W tym składzie nagraliśmy w domowy sposób pierwszą płytę zatytułowaną „Witamy w klimacie”. Zagraliśmy wiele koncertów, w tym w Giżycku na Hip-Hop Festiwal. Był to nasz najlepszy i największy koncert. Ilość ludzi prawie jak na Wembley.


  Członkowie zespołu byli także organizatorami wielu edycji imprez DPW – Dźwięki Północnego Wschodu. Aktualnie organizują kolejny cykl zatytułowany „Mazurski Melanż”, którego celem jest sprowadzenie na koncerty do Pisza znanych hip-hopowców oraz b-boyów. Aktualnie Z.P.P. z nowym gitarzystą Arturem Samulem pracuje nad nową płytą „Natura”, którą będą promowały dwa teledyski. 

O aktualnych zespołach i działalności piskiej sceny muzycznej wypowiedzieli się również Bogusław Świerczewski i Piotr Augustynowicz:

Bogusław Świerczewski: To jest zupełnie inna jakość. Nie oceniam tego w kategorii lepszy/gorszy, ale dostępności sprzętu (gitary, wzmacniacze, nagłośnienie) - dziś aż chce się grać, stąd tyle kapel na dobrym poziomie. Nikt jednak nie chce się kompromitować występując za wszelką cenę, bo już wszystkie rozumy pozjadał i jest debeściakiem... Dobrze, że są takie zespoły jak Graf Hotel, Black Side, ZPP i jeszcze kilka innych. I choć nikt z nich już prochu nie wymyśli, to przynajmniej robią dobre rzemiosło i nie odtwarzają, ale tworzą własną sztukę (…) Coś mi się jednak w tym bałaganie nigdy nie podobało: „rockandrollowy” tryb życia. Dziś, irytuje mnie to szczególnie, ale mam swoje powody. I jeszcze jedno. Wbrew pozorom jakie starają się zachować młode kapele, to trudno wyzbyć się wrażenia, że czują się kimś wyjątkowo wielkim - gwiazdy pełną gębą. Czyli gęby pełne samo-zachwytu i tani lans...W każdym działaniu niezbędne jest choć minimum pokory.

Piotr Augustynowicz. Najlepszy piski gitarzysta młodego pokolenia.
Piotr Augustynowicz: Myślę, że obecnie na naszej piskiej scenie jest troszeczkę inaczej niż np. 10 lat temu. Czasy się zmieniły. Być może nawet na lepsze, zależy jak się na to spojrzy. Dzisiaj są większe możliwości, dostęp do środków unijnych, do sprzętu muzycznego, wiedzy, Internetu niemalże całego świata.

Wzrosła muzykalność wśród młodych to wielki plus. (…) Sądzę, że nadchodzi czas na nowy bunt wśród młodzieży - bunt przeciwko temu co dostajemy na co dzień m.in. w radio czy w telewizji, czyli muzyczną papkę. Powoli się to zmienia. Dzisiejsza scena miasta Pisz nie jest w najgorszej kondycji.

Jest kilka zespołów, które walczą ze swoją muzyką m.in. Zielone Płuca Polski, Black Side czy Graf Hotel. Warto wierzyć w to co się robi, trzeba mieć wokół siebie ludzi, którzy wierzą i motywują twoje działania.

   Nowością w Piszu jest także ciężko brzmiący zespół I`m Stuff. Młodzi muzycy postawili na naprawdę ciężki metal, a i tak zdobyli swoich fanów. Ciekawa byłam jakie są ich plany na przyszłość, jaki mają stosunek do opisanych powyżej legend historii piskiej sceny muzycznej i jak można określić gatunek, który grają.

Odpowiedzi udzielili Kajetan Świerczewski oraz Mateusz Głuszniewski (założyciele zespołu):

Kajetan Świerczewski: Na początku 2012 roku mamy w planach nagrać płytkę demo. To pewne. Do tego na pewno będziemy startowali w różnego rodzaju przeglądach. Mój stosunek do dawnych zespołów jako wujka Kata jest taki, ze czasami bardzo lubię wracać do piskiej muzyki.

Jest to historia muzyczna mojego miasta, w którym także się udzielam muzycznie w kilku zespołach. Pandorry czy Rock-Opery słucham, bo grał tam mój ojciec i grał dobrą muzykę. Utwory typu Guru - Wędrowiec także często goszczą na moich playlistach. A z kolei zespół który dla mnie stał się już przedmiotem kultu, to DDT właśnie. Z zespołem I'm Stuff w akcie gloryfikacji tegoż zespołu zrobiliśmy nawet cover Introverted art.

Mateusz Głuszniewski: Jako młody członek muzycznej sceny niestety nie miałem okazji by poznać lepiej zespoły, które te kilka czy kilkanaście lat wcześniej gościły na scenie w Piszu. Sporadycznie słysząc gdzieniegdzie nagrania owych zespołów bądź opowiastki odnośnie muzycznej sceny mogę tylko sobie wyobrażać jak było w tamtych czasach. Na pewno odnoszę się do tych zespołów z szacunkiem, gdyż to co robili zapisało się na kartach historii piskiej muzyki.

Twórczość zespołu I’m Stuff można określić jako głównie death metal. Można też czasami się doszukać zaczerpnięć z innych gatunków metalu, ale cały czas staramy się pozostać w obrębie jednego. Zespół ten jest dosyć młodym zespołem gdyż powstał w marcu 2011 roku i dopiero niedawno zaczęliśmy koncertowanie.


Historia piskiej muzyki jest dużo bardziej obszerna. Chcąc umieścić wszystko, można napisać książkę sporych rozmiarów. Jednym z najwspanialszych wydarzeń muzycznych w naszym mieście był koncert z okazji 40-lecia MSMP. Zagrały wówczas zarówno legendy piskiej muzyki, jak i młodzi twórcy. Dzięki archiwum strony Muzycznej Sceny Mazur Południowych (www.scenamazur.pl) historia piskiej muzyki nie pozostanie jedynie w pamięci słuchaczy i muzyków, a zostanie zapisana trwale na kartach historii.
 
Szczególne podziękowania dla wszystkich muzyków, którzy pomogli w tworzeniu artykułu.

Katarzyna Dudka | katarzyna.dudka@gmail.com
Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Zwolenniczka oświeceniowego klasycyzmu i twórczości minionych epok, której pasją jest poezja, a przyjacielem książka. Chociaż aktualnie mieszka w Sopocie, sercem i duchem pozostaje w Piszu, gdzie zostawiła część swojego życia.
Opinie i komentarze

Komentarze

Brak komentarzy, bądź pierwszy!

Dodaj Komentarz

5000
Piski Portal Internetowy Piszanin | Wydawca - MASURIA® Krzysztof Szyszkowski | Kopiowanie zawartości bez zgody wydawcy jest zabronione
Polityka Prywatności | Kontakt